Tego jeszcze o mnie nie wiecie, ale mam taką przypadłość, że przyzwyczajam się do różnych rzeczy. Przyzwyczajenie to, bywa tym silniejsze im większe jest moje zadowolenie z używania tych rzeczy. Nie byłaby to jakaś szczególna uciążliwość, gdyby nie fakt, że jest ona całkowicie ignorowana przez producentów i wszelkiej maści sprzedawców. Nie przepadam za zakupami, więc kiedy już znajdę coś, co mi odpowiada, chciałabym móc to kupować do czasu kiedy mi samo mi się znudzi.
Wszystkie swoje rekonesanse, maratony i treningi odbywam w butach The North Face Ultra 104. Nie są one jakoś szalenie głośno reklamowane ani szeroko polecane. Rzadko można coś o nich przeczytać w sieci, ale dla mnie okazały się być idealne i nigdy mnie nie zawodzą. To całkiem duże osiągnięcie jak na buty regularnie moczone deszczem, obijane o mniejsze lub większe kamienie i zanurzane w błocie przy każdej nadarzającej się okazji. Słowem, but do zadań specjalnych.
Mimo, że moja jedyna para wydaje się być nie do zdarcia z narastającą obawą zabieram je w teren. No bo co się stanie, jeśli jednak odmówią posłuszeństwa i kapryśnie się rozpadną. W czym ja wtedy przejdę Przejście? Pełna wewnętrznych rozterek postanowiłam kupić nową parę, żeby ją rozchodzić/ roztrenować powoli. No i się zaczęło. Moje rozmowy w sklepach wyglądają mniej więcej tak:
– Ależ takich butów już nie produkują, teraz jest model 105
– To czy ja mogę go zobaczyć- pytam z nadzieją
– No nie, u nas go nie ma
Coś tajemniczego dzieje się w dziale dystrybucji firmy North Face, bo owszem o 104 sprzedawcy słyszeli, ale już go nie mają. O wersji 105 nie słyszeli i jej nie mają. Producent stara się jak tylko może, żebym się w końcu poddała i przymierzyła coś innego. Nie wie tylko, że jak już się skuszę na jakiś konkurencyjny model, przymierzę i mi się spodoba, to się do niego zwyczajnie przyzwyczaję. A wtedy North Face nie przekona mnie nawet do 106 czy 110 ( o ile ma w planie je wyprodukować) i trwale stracą zadowoloną klientkę.
Na razie jednak chucham i dmucham ma moją zaprawioną w bojach parę butów idealnych.
Mój mąż znalazł w ubiegłym roku buty idealne – Mizuno jakieśtam. W międzyczasie ten model wyszedł z produkcji, a wszystkie chodliwe rozmiary zostały już wyprzedane w sklepach internetowych. I też chucha i dmucha na swoje buty idealne, choć chyba nic już im nie pomoże Powodzenia w znajdowaniu jeszcze idealniejszych ideałów!
I ja przed laty miałem buty idealne chuchanie chyba nie za bardzo pomogło i z żalem musiałem się z nimi rozstać. Żadna następna para nie dorównywała tamtym aż pewnego dnia spotkałem bardzo ciekawe buty. Nie była to miłość od pierwszego spojrzenia, nasza przyjaźń rodziła się w bólach i okupiona była nie jednym pęcherzem ale w końcu dotarliśmy się i wtedy okazało się że to była to końcówka serii !!!!!!!!!!!!!!!!!! 😦
często się zdarza, że kolejne modele naprawdę dobrych butów są „przedobrzone” i zamiast być lepsze okazują się badziewiem 😉 i to za wyższą cenę 🙂
Nic dziwnego, że buty wywołują tyle emocji. W końcu źle dobrane mogą zepsuć cały start
Hanka- podobno Haruki Murakami biega wyłącznie w butach Mizuno, coś w nich musi być.
Stomil- czy udało Ci się spotkać inną parę wartą przyjaźni?
Tete- masz całkowitą rację. Często te ulepszenia służą tylko wyższej cenie
-jeżeli mowa o butach???
mój ostatni trening odsłonił stopień zużycia moich butów i na gwałt poszukuje nowej pary 🙂
Dzwinie to brzmi spod palców kobiety: „nie przepadam za zakupami” … te stereotypy 🙂 .
No dobrze, wprawdzie zakupów organicznie nie znoszę, ale z jednym wyjątkiem. W księgarniach mogę spędzić dowolną ilość czasu i w dodatku nie wychodzę z nich z pustymi rękami. Można więc przyjąć, że stereotypowo robię intensywne zakupy 🙂
Twoja strona po zmianach jest naprawdę ładna
To jasne, wyjątek potwierdza regułę. Aczkolwiek, przyglądając się statystyce, jesteśmy raczej marnymi czytelnikami, co za tym idzie statystyczny Polak spędza nanosekundę w księgarni. Dzięki Twoim konsumpcyjnym upodobaniom podnosisz średnią 🙂 Ufff!
Cieszę się niezmiernie, że wygląd Marcinowego bloga przypadł Ci do gustu – dziękuję 🙂 .