Kupiłam nowe buty. Pozornie nie jest to wielkie wydarzenie zasługujące na wpis. Biegacze ciągle to robią, zwłaszcza jeśli dużo biegają. Niby nic wielkiego, ale swojej nowej pary szukałam prawie rok. Wcale nie miałam jakiś szczególnie wygórowanych wymagań, a do zakupów wykorzystywałam najprostszą możliwą metodę Kopciuszka czyli po prostu mierzyłam.
Butom, które będą pasowały idealnie zamiast ręki i połowy królestwa zaoferowałam stopę i ciekawe, biegowe przygody. Do konkursu stanęło wielu kandydatów z całego świata. Każdy napinał sznurówki z wysiłku by tylko zrobić na mnie wrażenie. Część z nich zupełnie nie trzymała rozmiaru. Spora grupa tylko udawała, że nadaje się w warunki terenowe, ale była całkowicie pozbawiona ochrony przed kamieniami i korzeniami złośliwie pojawiającymi się na moich ścieżkach. Niektóre buty żyły w przekonaniu, że stopa biegaczki jest równie szeroka jak jej talia. Kandydaci, którzy nie wymagali ode mnie skomplikowanych zabiegów poszerzania stóp, bardzo serio traktowali sprawę połowy królestwa i zniechęcająco powiewały ceną powyżej 600zł. Powoli traciłam nadzieję na sukces.
W końcu jak to zwykle bywa zupełnym przypadkiem trafiłam na swoje kopciuszkowe pantofelki. Pasowały idealnie. Nieznany mi producent La Sportiva użył wszystkich synonimów słowa perfekcyjny do opisu swojego podejrzanie taniego (150zł) modelu do biegania górskiego. Byłam pełna obaw, co z tego wyniknie. Pierwsze przebieżki zapowiadają udaną współpracę, no ale Agrykola to nie Śnieżka, a piękna pogoda nie pozwala mi sprawdzić wychwalanej przez producenta przyczepności do śliskiego i mokrego podłoża. Jak tylko wypróbuję je w deszczu i w terenie zaraz Wam doniosę czy to Buty Siedmiomilowe czy raczej Zdarte Pantofelki.
Ps. Skandalicznie opuściłam swojego bloga na cały kwiecień. Zamiast jednak marudzić w sprawie koszmarów zawodowych, które były tego przyczyną, podsumuję sytuację znalezionym na blogu Okruchy Świtu wierszem Katarzyny Sklepik:
w szary karton
zapakowałam troski
złym humorem
wypełniłam go po brzegi
upchnęłam tam
jeszcze – na siłę –
strach
zamknęłam wieko
i schowałam za szafę
maskę codzienności
rzuciłam na biurko
trzasnęłam drzwiami
i wyszłam
by cieszyć się życiem
No no jak masz butki, to będziesz więcej i pewnie więcej pisać;) Niech się biegowe bamboszki dobrze spisują 😉 pozdrawiam serdecznie 🙂
Na Śnieżkę? Czyżbyś robiła zakupy pod Maraton Karkonoski? 😉 Ja też długo mierzyłam buty na nowy sezon, bo te zeszłosezonowe były tak zjechane, że miałam wrażenie kłapania bosymi stopami po asfalcie, kiedy w nich biegłam. Skończyło się na tym, że kupiłam ten sam model w sklepie internetowym i zastanawiam się, czy nie dokupić drugiej pary na zapas, zanim zeszłoroczne modele odejdą do historii a ja stanę przed perspektywą odcinania sobie palca, pięty lub, co byłoby chyba najbardziej pożądane, wycinania śródstopia. A do biegania górskiego kupiłam przecenione New Balance – niestety te modele, o których entuzjastyczne recenzje czytałam tu i ówdzie, zostały wzbogacone o różne systemy podparcia, a to oznacza dla mnie dwie rzeczy: najpierw potworne pęcherze, a potem rozwalone biodro. I kto powiedział, że biegające Kopciuszki mają łatwo?
PS. Jak dobrze, że znowu coś napisałaś! Strasznie lubię Twój blog 🙂
Tete, no pewnie, że będę pisać więcej. I buty i pogoda sprzyjają i bieganiu i pisaniu.
Hanka, cieszę się bardzo, że lubisz mojego bloga. Od razu przyjemniej się pisze. Z wyborem butów nie jest łatwo, a moja zeszłoroczna para opowiedziała się przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego i na znak protestu się rozpodła. Też chciałam ściągnąć z internetu dotychczasowy model, ale już go nigdzie nie ma, a nowy został ulepszony w sposób zabierający mu wygodę. Mam więc dokładnie takie same problemy z butami jak ty. Tak już los Kopciuszków 🙂
pozwolę sobie pożyczyć wiersz. poza tym może i ja kiedyś skuszę się na prowadzenie bloga. Twojego tak dobrze mi się czyta. a już na pewno skuszę się znów na Kampinos w tym roku, a Ty?
Bardzo mi miło. Oczywiście na Kampinos się wybieram. Pewnie znowu tylko 50km, bo będę po Przejściu Kotliny i więcej raczej nie dam rady. Pożyczając wiersz, proszę podpisuj go nazwiskiem autorki p. Katarzyny Sklepik
oczywiście podpiszę. 🙂 pewnie miniemy się gdzieś w Kampinosie. też znów idę na 50km. raczej nikt nie chcę mi towarzyszyć w takiej przygodzie. pozdrawiam. i oczywiscie trzymam kciuki za przejscie kotliny.