Niejednokrotnie przychodził mi do głowy pomysł przemierzania puszczy w poszukiwaniu łosia. Obwiesiwszy się wówczas lornetką i aparatem na długo przed świtem łaziłam po mokradłach i wypatrywałam swojej zdobyczy. Pomimo wielkiej determinacji, zachowywania całkowitej ciszy i przeczytania kilku poradników łowieckich, wszystko co udało mi się osiągnąć to przemoczone buty. Za sukces traperski mogłam uznać oglądanie łosiowych kup.
W miniony weekend, w okolicznościach zgoła odmiennych od moich tyleż bezkrwawych co i bezskutecznych łowów, zupełnie przypadkowo znalazłam się zaledwie 7 metrów od łosia, który jeszcze nie zrzucił pięknego poroża. Stał sobie spokojnie na całkiem suchym terenie, niemal na szlaku i obojętny na mój entuzjazm, objadał się brzozą. Co to za złośliwe stworzenie?! Nie wymagał taplania się w błocie ani krążenia w środku nocy po bezdrożach. Zupełnie nie byłam na to przygotowana technicznie i musiałam zadowolić się robieniem zdjęć komórką.
To niecodzienne zdarzenie całkiem zaburzyło moją obiektywną ocenę wycieczki, na którą się wybrałam. Nie jestem osobniczką stadną, a mimo to po puszczy chodziłam grupie 40 osób i do tego jeszcze z przewodnikiem. Słyszałam o tych weekendowych wyprawach wiele dobrego i postanowiłam sprawdzić na własnej skórze jak to wygląda. No i cóż, właściwie jest to zabawna a przy tym darmowa forma spędzania czasu, ale treningu marszowego nie zastąpi. Chociażby dlatego, że nigdy nie wiadomo jaka grupa się zbierze i jak szybko będzie posuwać się do przodu. Uczestnicy dobrze się znają i mają sobie dużo do powiedzenia, więc przerwy o charakterze piknikowym są niezbędne bez względu na dystans. Na mniej więcej 16km były aż 2 dwudziesto minutowe sesje herbaciano- kanapkowe. Są też zalety takiego prawie szkolnego zwiedzania Kampinosu. W grupie nie jest się narażonym na dyskusje i inne zaczepki ze strony miłośników degustacji alkoholu na świeżym powietrzu, a dzięki przewodnikowi przemierza się tereny poza szlakami. Jeśli kiedyś zdecyduję się na powtórkę to wyłącznie w celach towarzysko-piknikowych. Treningowo pozostanę leśną samotnicą
Okaz przepiękny!
I widzę że nie tylko piłkarzom dopisało szczęście w miniony weekend ale także Tobie 🙂 GRATULUJĘ!
Patrząc na zdjęcia to dosłownie na wyciągnięcie ręki 🙂
A mi się marzy (i tylko marzy bo nic nie robię w tym kierunku) by znaleźć w lesie zrzucone poroże. Łosi u mnie nie ma, ale Sarny i Daniele jak najbardziej.
Ale piękne zdjęcia! Moja koleżanka, podczas samotnej wyprawy rowerowej po Puszczy Kampinoskiej, spotkała łosia na wąskiej ścieżce. Na szczęście łoś ustąpił jej drogi 😉
super! ja wczoraj spotkałem podczas biegania dwie sarny:) niestety nawet nie zdążyłem pomyśleć o zrobieniu zdjęcia telefonem;) pozdrowionka
Stomil- jeśli piłkarzom szczęście będzie dopisywać tak rzadko jak ja spotykam łosie, to wyjątkowo kiepsko widzę nasze szanse na Euro
Paweł- faktycznie był blisko, ale wolałam nie ryzykować i ręki nie wyciągać:) Niestety w puszczy obowiązuje całe mnóstwo zakazów i raczej nie mogłabym legalnie zabrać porzuconego poroża
Hanka- sądząc po dobrych manierach to musiał być ten sam łoś
Tete- Z mojego marnego doświadczenia traperskiego wynika, ze sarny się nie nadają do sesji zdjęciowej, to bardzo zdolne sprinterki
A ja bym o tych sarnach popolemizował. Fakt że sarny są wyjątkowo sprawne w uciekaniu, ale nie zawsze. Kilka razy miałem tak że przebiegałem kilkadziesiąt metrów od saren tudzież sarny które nie uciekały. One się gapiły na mnie, ja na nie. Gdybym biegał z telefonem to bym spokojnie zrobił jakąś fotkę. I raz jedyny (ale nie w trakcie biegu bo się zatrzymałem i przyjąłem pozycję kucną) miałem młodziutką sarnę dosłownie na wyciągnięcie dłoni. Piękny widok, choć przez głowę cały czas mi przemykało czy czasem nie ma w pobliżu jej rodziców…
W takim razie do tej pory trafiałam tylko na egzemplarze usposobione sportowo albo wyjątkowo płochliwe. Na mój widok zawsze uciekały w imponującym tempie. Mam pecha
Często bywam w Puszczy ale nie miałem jeszcze tyle szczęścia … szkoda.
Nie mart się. Zanim ten okaz stanął na mojej drodze minęło kilka lat regularnych spacerów po puszczy. Wcześniej czy później trafisz na jakiś towarzysko usposobiony egzemplarz
A ja mieszkam na podlasiu i prawie codziennie jezdze na wyprawy po lesie. Muszę przyznać,że widok łosia mnie nie dziwi, bo jest ich tu naprawdę mnóstwo 🙂 ale gdy już je zobaczę wzroku od nich nie mogę oderwać-bardzo fascynujący widok!!! Najpiękniejsze było wtedy, jak parę dni temu cztery wielkie, piękne okazy przebiegły w popłochu przez leśną drogę tuż przed naszym autem. Niestety, ale z wrażenia zapomniałam wyjąć aparat. Fakt, zrobiłam parę fotek, ale łosie były już bardzo daleko(ale pamiątka jest). To, co wtedy widziałam, utkwiło mi w pamięci i napewno pozostanie do końca życia 🙂 🙂
Podlasie to piękny region.Mogę Ci tylko zazdrościć tego przeżycia. Łosie są fascynujące.